Zalety Irracjonalności

Korzysci plynace z postepowania wbrew logice.

NAJWAŻNIEJSZE
NOTATKI Z KSIĄŻKI:

Autor: Dan Ariely

> zalety iracjonalnosci

Jeśli prze­czy­ta­li­ście jego nie­sa­mo­wi­tą książ­kę zaty­tu­ło­wa­ną Potęga irra­cjo­nal­no­ści i bar­dzo się Wam spodo­ba­ła – To ta książ­ka, jest jej kon­ty­nu­acją, z więk­szą ilo­ścią przy­kła­dów – głów­nie orga­ni­za­cyj­nych.

Prawdziwy cel ekonomii behawioralnej: próba zrozumienia tego, jak naprawdę działamy, abyśmy mogli uważniej obserwować nasze skłonności, być bardziej świadomi, jaki jest ich wpływ na nas i, miejmy nadzieję, podejmować lepsze decyzje.

„Później” wydaje się idealnym czasem na robienie wszystkich nieprzyjemnych rzeczy.

Jaki jest wła­ści­wy spo­sób wyna­gra­dza­nia pra­cow­ni­ków, któ­ry nad­mier­nie ich nie stre­su­je? Płać pra­cow­ni­kom na pod­sta­wie gołej pen­sji (bez pro­wi­zji od sprze­da­ży). Oferuj mniej­sze i częst­sze pre­mie!

Innym spo­so­bem może być zapro­po­no­wa­nie pra­cow­ni­kom pen­sji zależ­nej od wyni­ków pra­cy, któ­ra jest uśred­nio­na na pod­sta­wie np. pię­ciu poprzed­nich lat pra­cy, a nie tyl­ko ostat­nie­go roku. W ten spo­sób pra­cow­ni­cy w pią­tym roku pra­cy będą z góry zna­li 80% pro­cent wyso­ko­ści swo­jej pre­mii (na pod­sta­wie poprzed­nich czte­rech lat).

Wyobraź sobie, że pra­cu­jesz dla jakiejś fir­my i Twoim zada­niem jest two­rze­nie slaj­dów w pro­gra­mie PowerPoint. Za każ­dym razem, gdy koń­czysz pra­cę, ktoś bie­rze slaj­dy, któ­re stwo­rzy­łeś i kasu­je je. Praca ta jest dobrze płat­na i możesz korzy­stać z boga­te­go pakie­tu socjal­ne­go. Ktoś nawet robi Twoje pra­nie. Jak szczę­śli­wy czuł­byś się w tego typu pra­cy?

Praca za jedze­nie: wie­le zwie­rząt woli zapra­co­wać na jedze­nie zamiast po pro­stu jeść to samo, łatwo dostęp­ne jedze­nie. Wśród wszyst­kich prze­ba­da­nych do tej pory zwie­rząt jedy­ny gatu­nek, któ­ry wybie­ra leni­wą dro­gę to god­ny pochwa­ły, racjo­nal­ny kot.

Zazwyczaj zacho­wu­je­my się tak, jak­by­śmy kie­dyś w przy­szło­ści mie­li mieć wię­cej cza­su, wię­cej pie­nię­dzy, być mniej zmę­cze­ni czy zestre­so­wa­ni.

Może odczu­wa­my zna­cze­nie tyl­ko wte­dy, gdy mamy do czy­nie­nia z czymś więk­szym. Być może mamy nadzie­ję, że ktoś inny, a w szcze­gól­no­ści ktoś dla nas waż­ny, przy­pi­sze war­tość temu, co wypro­du­ko­wa­li­śmy? Może potrze­bu­je­my ilu­zji, że nasza pra­ca będzie któ­re­goś dnia mia­ła zna­cze­nie dla wie­lu ludzi. Że może mieć jakąś war­tość w tym wiel­kim świe­cie.

Robienie cze­goś zwią­za­ne­go w jakiś spo­sób z naszym postrze­ga­niem samych sie­bie może pod­sy­cić naszą moty­wa­cję i spra­wić, że będzie­my pra­co­wać cię­żej.

Bez publicz­no­ści miał­bym bar­dzo małą moty­wa­cję do tak cięż­kiej pra­cy, jak teraz. Zamiana rado­ści w chęć do pra­cy zda­je się w dużym stop­niu zale­żeć od tego, jak wiel­ki sens może­my przy­pi­sać wła­snej pra­cy.

Odbieranie pra­cy sen­su jest zaska­ku­ją­co pro­ste. Jeśli jesteś mana­ge­rem, któ­ry napraw­dę chce zde­mo­ty­wo­wać swo­ich pra­cow­ni­ków, zniszcz to, co zro­bi­li na ich oczach. Lub jeśli chcesz to zro­bić nie­co sub­tel­niej, po pro­stu igno­ruj ich i ich wysił­ki.

Z dru­giej stro­ny, jeśli chcesz zmo­ty­wo­wać ludzi pra­cu­ją­cych z Tobą i dla Ciebie, dobrze było­by zwra­cać uwa­gę na nich, na ich wysi­łek i owo­ce ich pra­cy. Spraw, by pra­cow­ni­cy poczu­li się speł­nie­ni i upew­nij się, że dobrze wyko­na­na pra­ca jest doce­nia­na.

Jednym z nie­bez­pie­czeństw jest pra­ca w opar­ciu o tech­no­lo­gię.

Nowoczesna infra­struk­tu­ra IT pozwa­la na roz­bi­cie pro­jek­tów na małe, odręb­ne czę­ści i zle­ce­nie każ­dej oso­bie wyko­na­nia tyl­ko jed­nej z wie­lu czę­ści. Organizując pra­cę w ten spo­sób fir­my ryzy­ku­ją ode­bra­nie pra­cow­ni­kom wyczu­cia cało­ści, celo­wo­ści i poczu­cia speł­nie­nia. Bardzo podzie­lo­na pra­ca mogła­by być sku­tecz­na, gdy­by ludzie byli auto­ma­ta­mi, ale wziąw­szy pod uwa­gę to, jak waż­na dla naszych chę­ci i pro­duk­tyw­no­ści jest moty­wa­cja wewnętrz­na i sens, to takie podej­ście może odno­sić odwrot­ny sku­tek.

Potrawy czę­ścio­wo przy­go­to­wa­ne wcze­śniej: deli­kat­nie wywa­żo­na rów­no­wa­ga pomię­dzy pra­gnie­niem poczu­cia dumy ze swo­jej wła­sno­ści i nie­chę­cią do spę­dza­nia zbyt dłu­gie­go cza­su w kuch­ni.

Twórcy oce­nia­ją­cy swo­ją pra­cę byli zde­cy­do­wa­nie nie­obiek­tyw­ni. Ci, któ­rzy twór­ca­mi nie byli, uwa­ża­li, że sztu­ka ama­tor­ska jest bez­u­ży­tecz­na, a jej pro­fe­sjo­nal­ne wer­sje są dużo bar­dziej eks­cy­tu­ją­ce. Dla porów­na­nia, twór­cy uwa­ża­li swo­je dzie­ła za nie­mal tak samo dobre, jak te stwo­rzo­ne przez eks­per­tów.

Gdy już coś stwo­rzy­my, napraw­dę patrzy­my na tę rzecz bar­dziej przy­chyl­nym okiem. W dużym stop­niu jeste­śmy nie­świa­do­mi tej ten­den­cji; błęd­nie uwa­ża­my, że inni uwiel­bia­ją naszą pra­cę, tak bar­dzo jak my sami.

Czy to zna­czy, że fir­my powin­ny zawsze wyma­gać, by to klien­ci wyko­ny­wa­li pra­ce pro­jek­to­we i pra­co­wa­li nad każ­dym pro­duk­tem? Oczywiście, że nie. Niełatwo osią­gnąć kom­pro­mis pomię­dzy bra­kiem wysił­ku i zaan­ga­żo­wa­niem. Jeśli popro­si­my ludzi o pod­ję­cie zbyt duże­go wysił­ku, może­my ich odstra­szyć; jeśli popro­si­my o zbyt mały wysi­łek, nie zapew­ni­my im moż­li­wo­ści dopa­so­wa­nia pro­duk­tu, jego per­so­na­li­za­cji i przy­wią­za­nia do nie­go. Wszystko zale­ży od wagi zada­nia i oso­bi­ste­go zaan­ga­żo­wa­nia w dany pro­dukt.

By w codzien­nym życiu odczu­wać więk­szą dumę i poczu­cie wła­sno­ści, powin­ni­śmy brać więk­szy udział w two­rze­niu rze­czy, któ­rych uży­wa­my na co dzień.

Podjęcie wysił­ku rze­czy­wi­ście zwięk­sza nasze przy­wią­za­nie, jed­nak dzie­je się tak tyl­ko wte­dy, gdy wysi­łek pro­wa­dzi do ukoń­cze­nia prac. Jeżeli wysi­łek jest bez­owoc­ny, przy­wią­za­nie do pra­cy gwał­tow­nie spa­da.

Lubimy prze­sia­dy­wać w ogro­dzie, ale nie chce­my spo­cić się i ubru­dzić pod­czas oko­py­wa­nia grzą­dek czy kosze­nia traw­ni­ka, więc pła­ci­my ogrod­ni­ko­wi za sko­sze­nie tra­wy i zasa­dze­nie kwia­tów.

Chcemy cie­szyć się dobrym posił­kiem, ale zaku­py i goto­wa­nie są zbyt kło­po­tli­we, więc jemy na mie­ście albo po pro­stu wrzu­ca­my coś do mikro­fa­lów­ki.

Niestety rezy­gnu­jąc z wysił­ku w tych sytu­acjach zysku­je­my roz­luź­nie­nie, ale może­my w rze­czy­wi­sto­ści rezy­gno­wać z dużej przy­jem­no­ści.

Często to wła­śnie wysi­łek spra­wia, że czu­je­my dłu­go­trwa­łą satys­fak­cję.

Może być tak, że to inni są lep­si w pod­łą­cza­niu kabli czy ogrod­nic­twie, ale może­my zadać sobie pyta­nie: „o ile bar­dziej będę się cie­szyć z nowe­go telewizora/ustawień stereo/ogrodu/posiłku po tym, jak nad nimi popra­cu­ję?”.

Jeśli podej­rze­wa­my, że będą nas cie­szyć bar­dziej, może to wła­śnie te przy­pad­ki, w któ­rych pod­ję­cie więk­sze­go wysił­ku się opła­ci.

Nawet, jeśli pomy­sły kole­gów nie są w sumie lep­sze od naszych, ich wyobra­że­nie może lepiej pasu­je do ich uni­ka­to­we­go postrze­ga­nia świa­ta. Ta zasa­da to tzw. idio­syn­cra­tic fit, czy­li idio­syn­kra­tycz­ne­go dopa­so­wa­nia. Jako skraj­ny przy­kład tego zja­wi­ska wyobraź­my sobie, że bar­dzo reli­gij­na oso­ba odpo­wia­da na pyta­nie: „Jak każ­dy z nas może przy­czy­nić się do zwięk­sze­nia ‘szczę­ścia naro­do­we­go brut­to’?”, suge­ru­jąc, żeby codzien­nie każ­dy uczęsz­czał na nabo­żeń­stwa reli­gij­ne. Zatwardziały ate­ista na to samo pyta­nie może odpo­wie­dzieć suge­stią zre­zy­gno­wa­nia z reli­gii i sku­pie­nia się na odpo­wied­niej die­cie lub pro­gra­mie ćwi­czeń. Wszyscy mogą woleć swój pomysł od nasze­go – nie dla­te­go, że to oni na nie­go wpa­dli, lecz dla­te­go, że jest on idio­syn­kra­tycz­nie dopa­so­wa­ny do ich wewnętrz­nych prze­ko­nań i upodo­bań.

Syndrom Not Invented Here jest czu­le nazy­wa­ny „teo­rią szczo­tecz­ki do zębów”. Idea jest taka, że każ­dy chce mieć szczo­tecz­kę do zębów, każ­dy jej potrze­bu­je, ale nikt nie chce uży­wać czy­jejś szczo­tecz­ki.

Bez wzglę­du na to, co two­rzy­my – pudeł­ko na zabaw­ki, nowe źró­dło prą­du, nową teo­rię mate­ma­tycz­ną – liczy się głów­nie to, że jest to nasze dzie­ło. Dopóki to my je two­rzy­my, jeste­śmy raczej pew­ni, że są one waż­niej­sze i bar­dziej uży­tecz­ne niż podob­ne pomy­sły, na któ­re wpa­dli inni.

Jeśli pomo­że­my dziec­ku zasa­dzić warzy­wa w ogro­dzie, jeśli dzie­cia­ki same wyho­du­ją wła­sną sała­tę, pomi­do­ry i ogór­ki i pomo­że­my im przy­go­to­wać z nich sałat­kę do obia­du, dzie­ci będą fak­tycz­nie jeść (i uwiel­biać) swo­je warzyw­ka.

Groźba zemsty – nawet za cenę duże­go oso­bi­ste­go poświę­ce­nia – może słu­żyć jako sku­tecz­ny mecha­nizm wzmac­nia­ją­cy współ­pra­cę i porzą­dek spo­łecz­ny.

Badania wyka­za­ły, że sło­wo „prze­pra­szam” zupeł­nie prze­ciw­dzia­ła iry­ta­cji.

Walter Weckler zaob­ser­wo­wał też, że „zemsta zaspo­ka­ja emo­cje w takim stop­niu, jak sło­na woda zaspo­ka­ja pra­gnie­nie”.

Badani, któ­ry byli lek­ko ran­ni stwier­dzi­li, że gorą­ca woda zaczę­ła spra­wiać ból (próg bólu) po oko­ło 4,5 sekun­dy.

Ci, któ­rzy byli cięż­ko ran­ni zaczy­na­li odczu­wać ból po 10 sekun­dach.

Co cie­kaw­sze, ci z gru­py lek­ko ran­nych wyj­mo­wa­li ręce z gorą­cej wody (tole­ran­cja bólu) po oko­ło 27 sekun­dach, pod­czas gdy oso­by cięż­ko ran­ne trzy­ma­ły ręce w gorą­cej wodzie przez oko­ło 58 sekund.

W pro­ce­sie przy­zwy­cza­ja­nia do bólu wyda­je się mieć miej­sce ogól­na adap­ta­cja.

Ludzie z obra­że­nia­mi cia­ła uczą się koja­rzyć ból z nadzie­ją na dobry rezul­tat.

To połą­cze­nie mię­dzy cier­pie­niem i nadzie­ją eli­mi­nu­je część bólu, któ­ra jest nie­odzow­ną czę­ścią bole­snych doświad­czeń.

Z dru­giej stro­ny, dwie prze­wle­kle cho­re oso­by, któ­re wzię­ły udział w bada­niu nad bólem, w żaden spo­sób nie potra­fi­ły połą­czyć bólu z nadzie­ją na popra­wę. Najczęściej koja­rzy­ły ból z pogar­sza­niem się ich sta­nu i bli­sko­ścią śmier­ci. Z bra­ku pozy­tyw­nych sko­ja­rzeń ból musiał być dla nich bar­dziej prze­ra­ża­ją­cy i inten­syw­ny.

W przy­pad­ku bry­tyj­skich pra­cow­ni­ków satys­fak­cja z pra­cy sil­nie kore­lo­wa­ła ze zmia­na­mi w pła­cach, a nie z wyso­ko­ścią wypła­ty samą w sobie.

Innymi sło­wy, ludzie zazwy­czaj przy­zwy­cza­ja­ją się do obec­nej wyso­ko­ści pła­cy, bez wzglę­du na to, czy jest ona wyso­ka czy niska.

Adaptacja hedo­ni­stycz­na może spra­wiać kło­po­ty w sku­tecz­nym podej­mo­wa­niu decy­zji, ponie­waż czę­sto nie potra­fi­my prze­wi­dzieć tego, że się przy­sto­su­je­my – a przy­naj­mniej nie do takie­go stop­nia, jak się to rze­czy­wi­ście dzie­je. Weźmy przy­kład osób spa­ra­li­żo­wa­nych i tych, któ­rzy wygra­li pie­nią­dze na lote­rii. Ani oni ani ich rodzi­ny i przy­ja­cie­le nie mogli prze­wi­dzieć do jakie­go stop­nia przy­sto­su­ją się do nowych sytu­acji. Oczywiście ta sama zasa­da ma miej­sce w przy­pad­ku wie­lu innych zmian sytu­acji.

Spodziewamy się, że będzie­my przy­gnę­bie­ni przez dłu­gi czas, jeśli rze­czy nie uło­żą się zgod­nie z naszy­mi nadzie­ja­mi.

Myślimy rów­nież, że będzie­my sta­le szczę­śli­wi, jeśli wszyst­ko pój­dzie po naszej myśli.

Jednak zazwy­czaj nasze prze­wi­dy­wa­nia są błęd­ne.

Możemy myśleć, że zro­bie­nie sobie prze­rwy w trak­cie iry­tu­ją­ce­go lub nud­ne­go doświad­cze­nia dobrze nam zro­bi, ale w rze­czy­wi­sto­ści osła­bia ona umie­jęt­no­ści przy­sto­so­waw­cze spra­wia­jąc, że doświad­cze­nie wyda nam się jesz­cze gor­sze, gdy będzie­my musie­li do nie­go wró­cić.

Podczas sprzą­ta­nia domu czy roz­li­cza­nia podat­ków naj­le­piej jest sku­pić się na pra­cy dopó­ki nie skoń­czy­my.

Przyhamuj z przy­jem­no­ścia­mi. Nowa kana­pa może cie­szyć przez kil­ka mie­się­cy, nie kupuj więc nowe­go tele­wi­zo­ra, dopó­ki eks­cy­ta­cja nową kana­pą nie minie.

Odwrotna zasa­da obo­wią­zu­je w przy­pad­ku zma­gań z ogra­ni­cza­niem budże­tu. Zmniejszając wydat­ki powin­ni­śmy prze­nieść się do mniej­sze­go miesz­ka­nia, zre­zy­gno­wać z kablów­ki i ogra­ni­czyć dro­gą kawę – wszyst­ko naraz. Oczywiście począt­ko­wy ból będzie więk­szy, ale ogól­na ilość cier­pie­nia z cza­sem się zmniej­szy.

Mamy skłon­ność do wybie­ra­nia bez­piecz­ne­go i prze­wi­dy­wal­ne­go spo­so­bu dzia­ła­nia w pra­cy i przez to tak­że w naszym życiu pry­wat­nym robi­my rze­czy, któ­re zapew­nia­ją nam sta­ły i god­ny zaufa­nia postęp. Jednak praw­dzi­we postę­py – tak, jak praw­dzi­we przy­jem­no­ści – wyni­ka­ją z podej­mo­wa­nia ryzy­ka i wypró­bo­wy­wa­nia wie­lu róż­nych rze­czy.

Wyobraź sobie, że wła­śnie przy­by­łeś na przy­ję­cie. Gdy wcho­dzisz gospo­darz pisze na Twoim czo­le jakąś licz­bę. Mówi, żebyś nie patrzył w lustro ani nie pytał niko­go o nią. Rozglądasz się po pomiesz­cze­niu i widzisz, że inni mają na czo­łach licz­by od 1 do 10. Gospodarz mówi, że Twoim celem jest dobra­nie się w parę z oso­bą o jak naj­wyż­szym nume­rze, któ­ra będzie chcia­ła z Tobą roz­ma­wiać. Oczywiście pod­cho­dzisz do dzie­siąt­ki, jed­nak ona rzu­ca Ci tyl­ko jed­no spoj­rze­nie i odcho­dzi.

Później pod­cho­dzisz do dzie­wią­tek i óse­mek, i tak dalej, dopó­ki czwór­ka nie wycią­gnie do Ciebie ręki i idzie z Tobą po drin­ka.

Ta pro­sta gra opi­su­je pod­sta­wo­wy pro­ces koja­rze­nia selek­tyw­ne­go.


„Jedna śmierć to tra­ge­dia, milion – to sta­ty­sty­ka”.

– Stalin


„Gdy patrzę na masę, nie dzia­łam nigdy. Gdy patrzę na jed­nost­kę – zawsze”

– Matka Teresa


„Efekt roz­po­zna­wal­nej ofia­ry”

Gdy mamy do dys­po­zy­cji twarz, zdję­cie i szcze­gó­ło­we infor­ma­cje o jakiejś oso­bie to współ­czu­je­my jej, a za tym idą nasze dzia­ła­nia i pie­nią­dze. Niemniej jed­nak, gdy infor­ma­cje nie są zin­dy­wi­du­ali­zo­wa­ne po pro­stu nie odczu­wa­my aż takiej empa­tii i wsku­tek tego nie podej­mu­je­my dzia­ła­nia.

Gdy już zde­cy­du­je­my się dzia­łać w zgo­dzie z emo­cja­mi, podej­mu­je­my krót­ko­ter­mi­no­we decy­zje, któ­re zmie­nia­ją naszą dłu­go­ter­mi­no­wą sytu­ację.

Jeśli nic nie zro­bi­my, gdy odczu­wa­my jakąś emo­cję, żad­na krót­ko- lub dłu­go­ter­mi­no­wa krzyw­da nie może nam się przy­tra­fić.


Niemniej jed­nak, jeśli zare­agu­je­my na emo­cję podej­mu­jąc decy­zję, może­my nie tyl­ko żało­wać jej natych­mia­sto­wych skut­ków, lecz może­my tak­że stwo­rzyć dłu­go­trwa­ły wzo­rzec decy­zyj­ny, któ­ry będzie nas zwo­dził przez dłu­gi czas.

Zanim zaan­ga­żu­je­my się w dłu­go­ter­mi­no­wy zwią­zek, powin­ni­śmy naj­pierw zba­dać wspól­ne zacho­wa­nia w sytu­acjach, dla któ­rych nie ma jasno okre­ślo­nych pro­to­ko­łów spo­łecz­nych.


Zwracajmy uwagę na pogarszające się wzorce zachowań.

Gdy zaob­ser­wu­je­my wcze­sne zna­ki ostrze­gaw­cze, powin­ni­śmy pod­jąć szyb­kie dzia­ła­nia, by napra­wić nie­po­żą­da­ną ten­den­cję zanim nie­ko­rzyst­ny wzo­rzec w peł­ni utrwa­li się we wza­jem­nych kon­tak­tach.


Pomimo, że oso­bi­ście rozu­miem i potra­fię prze­ana­li­zo­wać nie­któ­re z moich błę­dów decy­zyj­nych, jed­nak wciąż ich doświad­czam. Nigdy nie prze­sta­ją na mnie wpły­wać. To coś, o czym powin­ni­śmy pamię­tać, jeśli pró­bu­je­my ulep­szyć swo­je decy­zje.


Musimy wątpić w nasze przeczucia.

Jeśli wciąż robi­my tak, jak pod­po­wia­da nam intu­icja i wie­dza ogól­na, albo robi­my to, co naj­prost­sze lub to, do cze­go się naj­bar­dziej przy­zwy­cza­ili­śmy, tyl­ko dla­te­go, że „w sumie rze­czy zawsze robi­ło się w ten spo­sób”, będzie­my wciąż popeł­niać błę­dy – w wyni­ku cze­go wie­le cza­su, wysił­ku, sta­rań, żali i pie­nię­dzy wpa­da do tych samych sta­rych (i czę­sto nie­wła­ści­wych) kró­li­czych nor.


Jednak jeśli nauczy­my się kwe­stio­no­wać sie­bie samych i spraw­dzać nasze prze­ko­na­nia może­my rze­czy­wi­ście odkryć kie­dy i w jaki spo­sób się myli­my i popra­wić to, jak kocha­my, żyje­my, pra­cu­je­my, odkry­wa­my, zarzą­dza­my i rzą­dzi­my.


Eksperymenty to jeden z naj­lep­szych spo­so­bów na spraw­dze­nie, co napraw­dę dzia­ła, a co nie.


Jestem zasko­czo­ny fak­tem, że zna­cze­nie eks­pe­ry­men­tów nie zosta­ło sze­rzej doce­nio­ne, szcze­gól­nie, jeśli cho­dzi o waż­ne decy­zje zwią­za­ne z poli­ty­ką spo­łecz­ną lub te biz­ne­so­we. Szczerze mówiąc, czę­sto jestem zdu­mio­ny bez­czel­no­ścią zało­żeń biz­nes­me­nów i poli­ty­ków z ich nie­mal nie­ogra­ni­czo­nym prze­ko­na­niem, że ich prze­czu­cia są pra­wi­dło­we.


Rozpoznaj zale­ty irra­cjo­nal­no­ści – nie­któ­re przy­pad­ki naszej irra­cjo­nal­no­ści spra­wia­ją też, że jeste­śmy cudow­nie ludz­cy:

- nasza zdol­ność do odnaj­dy­wa­nia sen­su w pra­cy;

- nasza zdol­ność do zako­chi­wa­nia się w naszych dzie­łach i pomy­słach;

- nasza chęć do zaufa­nia innym;

- nasza zdol­ność do przy­sto­so­wy­wa­nia się do nowych oko­licz­no­ści;

- nasza zdol­ność do trosz­cze­nia się o innych;

- i tak dalej.


Patrzenie na irra­cjo­nal­ność z tej per­spek­ty­wy suge­ru­je, by zamiast za wszel­ką cenę sta­rać się być racjo­nal­ni, powin­ni­śmy doce­nić te nie­do­sko­na­ło­ści, któ­re przy­no­szą nam korzy­ści, roz­po­zna­wać te, któ­re chcie­li­by­śmy prze­zwy­cię­żyć i tak orga­ni­zo­wać świat wokół nas, by korzy­stać z naszych nie­sa­mo­wi­tych zdol­no­ści poko­nu­jąc nie­któ­re z naszych ogra­ni­czeń.

Jednym z naj­lep­szych spo­so­bów na odkry­cie naszych błę­dów decy­zyj­nych i róż­nych spo­so­bów na ich prze­zwy­cię­że­nie jest prze­pro­wa­dza­nie eks­pe­ry­men­tów, gro­ma­dze­nie i ana­li­zo­wa­nie danych, porów­ny­wa­nie efek­tów w warun­kach eks­pe­ry­men­tal­nych i kon­tro­l­nych.